czwartek, 14 lipca 2016

Pożegnanie... To nie rozdział...

No cóż... Dawno mnie tutaj nie było... Pamięta może ktoś jeszcze to miejsce?
Niestety to nie rozdział... A ważna informacja... Więc proszę, przeczytajcie do końca...
 
Jeszcze niedawno wszystko wydawało się być w porządku, ale teraz nie do końca tak jest... Mam wrażenie, że to, co jeszcze kilka miesięcy temu było do zrobienia bez problemu, teraz jest czymś niemożliwym... Niestety chodzi tutaj też o pisanie... Stało się to dla mnie rzeczą wręcz niemożliwą napisać jakikolwiek rozdział... Przepraszam Was bardzo za to, że rozdziały pojawiały się tak rzadko, a do tego nie należały do najdłuższych, jednak nie dawałam sobie rady... Z wszelakimi zaległościami na Waszych blogach rzecz wyglądała podobnie... Wzięłam sobie za dużo na głowę i ot, jakie są tego efekty. Myślałam przez długi czas, że mi się uda, lecz myliłam się... Pogodzenie ze sobą dwóch szkół, zajęć dodatkowych, nauki, a do tego pisanie rozdziałów? Nie dałam rady... Tak samo nie daję do dziś. Nie mam czasu nawet w wakacje, kiedy by się wydawało, że nie ma nic ciekawego do roboty... Nawet teraz... Sklecić porządnie jedno zdanie? Niemożliwe... Do tego jeszcze wydarzenia sprzed kilku dni i nie tylko...
 
 
Nie chcę Was wszystkich zawieść, dlatego postanowiłam jedno... Decyzja ta kosztowała mnie wiele... Przemyślałam wszystkie za i przeciw... I doszłam do jednego wniosku...
Kończę z pisaniem...
 
 
Mam nadzieję, że wybaczycie mi to, że tak postanowiłam... Chcę jednak, abyście wiedzieli, że na pewno w wolnych chwilach dla oddechu będę zaglądać na Wasze blogi... Jednak nie zawsze będę zostawiać po sobie ślad...
 
Nie wiem, czy kończę na zawsze... Może jeszcze kiedyś do Was wrócę? :)
 
Chciałabym Wam wszystkim podziękować za obecność, za każdy komentarz, za to, że byliście... Wszystkim, którzy byli od początku i to jeszcze na starym blogu... I tym, którzy dołączyli niedawno... Dziękuję za każde wyświetlenie wszystkim razem i każdemu z osobna... Każdemu z Was należy się ogromne dziękuję, ponieważ byliście ogromną motywacją i wielkim wsparciem...
Dziękuję... <3
 
Jeśli jednak nie znudziło Was jeszcze moje gadanie... (A ta "przemowa" jednak mogła być nudna^^, chociaż powiem szczerze, że podchodząc do napisania tego zawsze płakałam...) to zapraszam na krótką opowieść... :)
 
   Leżałam na łóżku ledwo przytomna, co akurat niezbyt mi przeszkadzało, a nawet wręcz przeciwnie – mogłam się skupić na myśleniu o swoim życiu, jeśli w ogóle cokolwiek z niego mi pozostało. Czekałam na tę jedną wiadomość, na wiadomość, kiedy to przyjdzie w końcu lekarz i oznajmi mi, ile jeszcze będę oddychać. Jednak jestem na sali sama. Nie słyszę już nawet tego, co dzieje się na korytarzu, nie słyszę już nawet myśli we własnej głowie, ponieważ skupiam się tylko i wyłącznie na panującej w pomieszczeniu ciszy. Nie wiem, co się ze mną dzieje, ponieważ nic nie słyszę. Patrzę w sufit i podziwiam jego nie do końca biały kolor, który już trochę ściemniał pod wpływem
czasu. Odkąd tu trafiłam, bardzo wiele się w tym miejscu zmieniło...
   Nie jestem chyba w stanie zliczyć, ilu miałam „sąsiadów”. Przez tą salę przewinęło się wielu pacjentów... Nie było tutaj raczej żadnej osoby, z którą nawiązałabym jakikolwiek kontakt. Nie mówiąc już nawet o tym, żeby z kimś porozmawiać. Od kilku dni nie ma tutaj jednak nikogo poza mną, pielęgniarkami, czy lekarzami, którzy przychodzą i sprawdzają, czy jeszcze oddycham.
Myślę, że nikt nie jest w stanie mi pomóc. Żaden najlepszy lekarz, ani nawet nie wiadomo kto tam w niebie. Nie wyleczą mnie, nie ma szans...
   Wiele razy słyszałam na korytarzu, jak przechodzą cieszący się ludzie, aż w końcu zrozumiałam, że nie mam dla kogo żyć. Nie mam rodziny, nie mam nikogo bliskiego. Chyba, że doktor, albo jakaś pielęgniarka się do tego zalicza...
   Nie wiem, jak wygląda niebo... Zapomniałam... Może wydawać się to dziwne, skomplikowane, ale jednak taka prawda... Nie pamiętam... Po prostu. Czym jest powietrze? To pytanie zdecydowanie nie do mnie. Przez szesnaście lat swojego życia, aż pięć przeżyłam w szpitalu... Na początku miałam nauczanie indywidualne na szpitalnej świetlicy, jednak później doszły różne badania, kilka operacji... Potem nie miałam siły wstać ze szpitalnego łóżka. Rodzice? Nie ma ich... Jestem sierotką, która dwa lata temu straciła także rodzeństwo. Jak? W wypadku samochodowym...
   Niby się wydaje, że już nie mam po co żyć, prawda? Tak... Też tak myślę...
   Patrzę na lekarza, który wchodzi do sali z plikiem kartek w ręku. Czy coś jeszcze w tym życiu może mnie w tym życiu zdziwić? Myślę, że nie... A on może przynieść tylko i wyłącznie złe wieści...
 - Mam dla pani wiadomość. Jest pani zdrowa, jutro możemy już wypisać panią ze szpitala.
   Lekarz wydawał się być bardzo uradowany, a ja? Leżałam, myśląc czy przypadkiem się nie przesłyszałam... Jednak twarz doktora nadal była wesoła...
   Pomyśleć, ile tutaj przeszłam... Zamknięta w czterech kątach, bez dostępu świeżego powietrza, leżąc ciągle na łóżku, wpatrując się w sufit... Lecząc chorobę... A nikt do końca nie wiedział, co to... Jak płakałam w poduszkę, wylewając łzy tęsknoty za rodzicami, czy rodzeństwem... A teraz? Mogę stąd wyjść...
Tylko, czy sobie poradzę? Łatwo nie będzie... Ale dam radę...
 
Mam nadzieję, że dobrnął ktoś do końca ;)
Damy radę? Damy radę... :)
Trzymajcie się... Będę za Wami tęsknić...
Dziękuję... <3
Buziaki... ;*

wtorek, 26 kwietnia 2016

Scena 2...

Guess it's true,
I'm not good at a one-night stand
But I still need love 'cause I'm just a man
These nights never seem to go to plan
I don't want you to leave,
Will you hold my hand?
~Stay with me~ Sam Smith


Czasami może się wydawać, że mamy wszystko. Wszystko, co jest w życiu ważne i to, czego sami chcemy, aby było. Jednak... Czujemy w sobie pewnego rodzaju pustkę, jakąś „dziurę” i nie umiemy tego wytłumaczyć. Kiedy sobie to uświadomimy? Kiedy zdarzy się coś, lub pojawi się ktoś, a wtedy sami czujemy, czego nam brak... Bo to właśnie życie napisało nam to w naszym scenariuszu.


Scena druga, ujęcie pierwsze...
Gregor

Minęło sporo czasu, od kiedy ostatnio widziałem się z Amelie. Można powiedzieć śmiało, że było to wiele lat temu. Ja mimo tego upływu czasu nie przestałem o niej myśleć. Było w tej dziewczynie coś magicznego, czego nie umiałem wytłumaczyć. Ostatnio zacząłem coraz bardziej przerażać samego siebie, a zauważała to nawet Mia. Kochana kuzynka, jakich mało. Z resztą to dzięki niej spotkałem znów Amelie. Właśnie dzięki niej.
- Gregor? Żyjesz? - zapytała mnie. Siedzieliśmy w salonie w jej domu i oglądaliśmy jakiś film. Mimo, że film leciał już jakieś pięćdziesiąt minut, ja nie wiedziałem o co w nim chodzi. Nie mogłem się skupić, było ze mną coraz gorzej. Moimi myślami zawładnęła „szara myszka” z drugiej ławki.
- Jeszcze tak. - odpowiedziałem, kiedy po jakimś czasie doszło do mnie, że coś mówiła. Taa... Dobrze wcale nie było.
- Opowiedz mi jeszcze raz o tej dziewczynie... - spojrzała na mnie wręcz błagalnie. Tego wzroku akurat u niej nie cierpiałem. Lecz Mia, to Mia... Współczuję Noah... Co on z nią ma? 
- Przecież ci już opowiadałem! - wyrzuciłem ręce w powietrze.
- Wiem...
- To po co ci to? - zmrużyłem lekko oczy czekając na jej odpowiedź. Zawsze zaskakiwała mnie tym, co wymyśliła... Co powie teraz?
- Bo lubię. - wyszczerzyła się w uśmiechu Mii, numer dwa. W policzkach pojawiły się małe dołeczki. Spojrzałem na nią spode łba. Zaśmiała się cicho. - Gregor... Lubię tą historię...
- Wkurzająca jesteś, wiesz? - lubiłem się z nią przekomarzać, kiedy miała dobry humor. A ten dzisiejszy z pewnością do takiego należał. Zawsze zastanawiałem się, skąd ona bierze tyle pozytywnej energii?
- Wiem...
- Powiem Noah, żeby się jeszcze zastanowił nim stanie przed tym ołtarzem. - czasami naprawdę było mi żal tego chłopaka.
- Już to widzę. - pokręciła głową. - Wiesz, jak cię kocham? - te jej „słodkie oczka”... Eh...
- A jak nie powiem?
- To pójdę do tej całej Amelie i powiem jej, że się w niej zabujałeś. - spojrzała na mnie, mrużąc oczy.
- Nie zabujałem się! - moje zaprzeczanie na nic się dało... I tak sam w duchu wiedziałem, że jest inaczej.
- Haha! Mhm... na pewno. Już ci wierzę! - zaśmiała się i po chwili już leżała na kanapie, śmiejąc się wniebogłosy... - Nie kłam, chłopczyku!
Pokiwałem tylko głową.


Scena druga, ujęcie drugie...
Amelie

Pamiętam te czasy, kiedy chodziliśmy do jednej klasy, kiedy on siedział dokładnie za mną. Zawsze bałam się odwracać. Siedziałam i bacznie obserwowałam to, co robi nauczyciel. Chyba nigdy się nie odważyłam odwrócić.
Jednak było parę dni, które na długo zaszły mi w pamięć. Było to wtedy, kiedy Gregor poszedł do odpowiedzi... Pewnie wielu wybuchnęłoby w tym momencie śmiechem. „Że pamiętam, jak Gregor poszedł do odpowiedzi...” Nie... To nie była zwykła odpowiedź... Ani nic, co mogłoby się wydawać „normalnego”. Wtedy... Wtedy nasze spojrzenia się skrzyżowały... Pamiętam, jakby to było wczoraj...

W klasie panowała cisza. Nie zdarzało się to często, a tak właściwie, to trwało to tylko maksymalnie dwie godziny w tygodniu... Na lekcji historii. Nauczyciel tego przedmiotu był jedną z najbardziej znienawidzonych osób w całej szkole. U niego na lekcji zawsze panowała ogromna cisza, niekiedy słychać było jak natrętna mucha lata po klasie. Historyk na początku każdej spędzonej z nami godziny lekcyjnej, siadał przy biurku i mierzył nas uważnie wzrokiem, każdego z osobna. Zdarzało się, że raz na jakiś czas brał parę osób do odpowiedzi, ale zdarzało się to naprawdę rzadko.
- Gregor? - zapytał podnosząc wzrok znad dziennika.
Deschwanden, jak na zawołanie szybko wstał i po chwili stał już obok niego, przy biurku, splatając ręce z tyłu. Przygryzł wargę, widać było, że się stresował. Jeśli pan Schmidt wezwał go do odpowiedzi... Miał „szczęście”.
Patrzył przed siebie, dreptał w miejscu, a nauczyciel ciągle uparcie przeglądał dziennik. Ja przyglądałam się im ukradkiem, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalało mi moje miejsce w drugiej ławce. W pewnym momencie nasze spojrzenia się skrzyżowały. Jego czekoladowe tęczówki... Takie piękne... Czułam, jak w środku zalewa mnie fala gorąca. Ciepło rosło z każdą chwilą coraz bardziej. Moje policzki przybrały pewnie odcień buraka, zaczęły mnie strasznie piec. Moje ciało przeszedł dreszcz. Po raz pierwszy patrzyłam w oczy bruneta, który władał moimi myślami. I nikt o tym nie wiedział, bo kto miałby o tym wiedzieć? Zobaczyłam, jak kąciki jego ust unoszą się w delikatnym uśmiechu, próbowałam zakryć swoją twarz włosami, ale nie zdało się to na nic. Nadal moja twarz była jednym wielkim burakiem.
- Panie Deschwanden! Zadałem panu pytanie! - zawołał nagle pan Schmidt poważnym tonem.
Brunet odwrócił głowę w jego kierunku i spojrzał zdziwiony. Widać było, że nie skupił się na tym, co padło z ust historyka... Ale... Czy nauczyciel coś w ogóle mówił?
- Ostatni raz powtarzam pytanie. - zaczął znowu zdenerwowany mężczyzna i ponownie zadał to samo pytanie. Widziałam, jak Deschwanden zrobił wielkie oczy, nawet mu się nie dziwię, bo odpowiedź do najłatwiejszych nie należała.
Przekartkowałam szybko zeszyt w poszukiwaniu tematu lekcji, z którego było zagadnienie. Szybko je znalazłam. Już chciałam podpowiedzieć Gregorowi poprawną odpowiedź, kiedy nagle jedna siedząca przede mną dziewczyna, Melissa, okręciła swój zeszyt w stronę chłopaka. Ten zajrzał szybko do zeszytu i podał poprawną odpowiedź. Zagotowało się we mnie ze złości, Melissa była ostatnią osobą na świecie do której bym się odezwała. Okręcała sobie wszystkich wokół palca. Chyba nie ma osoby w tej szkole, której ta lalka by w jakikolwiek sposób nie wykorzystała.
- Dziękuję. - powiedział tylko Gregor, kiedy nauczyciel pokazał chłopakowi napisaną przy jego nazwisku ocenę. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, spojrzał w stronę blondynki z pierwszej ławki i podziękował jej cicho za pomoc.
Nie wyobrażam sobie, jak w tym momencie wyglądała moja twarz W środku czułam ukłucie w sercu, coś mnie zabolało... Tylko czemu?
Gregor nie odwrócił się już więcej w moim kierunku, tylko przeszedł obok, jak gdyby nigdy nic i usiadł tuż za mną... A ja znowu bałam się odwrócić...

Chciałabym go zobaczyć raz jeszcze. Móc raz jeszcze spojrzeć w jego czekoladowe tęczówki, zobaczyć, jak kąciki jego ust unoszą się delikatnym uśmiechu, usłyszeć jego spokojny ton głosu... Sprawić, żeby po prostu był. Za każdym razem, gdy patrzyłam w jego stronę, czułam, jak przez moje ciało przechodzi dreszcz...
Podeszłam do komody, na której leżał mój kalendarzyk...
~Mia Hug~
Umówiona jest na przymiarkę za dwa dni. Może razem z nią przyjedzie Gregor?


Scena druga, ujęcie trzecie...
Gregor

- Idziesz w końcu? - wołała Mia, siedząc w samochodzie, kiedy ja zamykałem drzwi od domu.
Niecierpliwa blondynka stukała palcami w kierownicę, a ja usiadłem tuż obok na miejscu pasażera. Wiedziałem, że kiedy ta dziewczyna prowadzi mogą dziać się różne rzeczy, więc tym bardziej opóźniałem naszą wycieczkę. Chciała nas gdzieś zawieźć, a ja nie wiedziałem, gdzie. Niechętnie zapiąłem pasy, a ona spojrzała na mnie i uśmiechnęła się łobuzersko.
- Trzymaj się, Deschwanden. - kiedy ruszyła, mnie wbiło w fotel... I to dosłownie.

Zaparkowała na dobrze znanej mi ulicy tego pięknego, szwajcarskiego miasteczka, dokładnie tuż obok salonu sukien ślubnych. Więc to tu mnie znowu wywiozła...
Weszliśmy do środka, Amelie już stała obok swojego biurka z delikatnym uśmiechem na ustach. Właśnie z takim jej było najlepiej, wyglądała olśniewająco.
- Gregor? Halo! - zauważyłem nagle, że Mia macha mi ręką przed oczami. Przyłapałem się na tym, że już trochę czasu minęło, odkąd zacząłem patrzeć na dziewczynę. Amelie przyciągała wzrokiem... Jak kiedyś...
- Tak? - zapytałem, wyrywając się z transu.
- Potrzymaj mi to. - wepchnęła mi do rąk swoją torebkę i płaszcz. Cała Mia... Następnie chwyciła do rąk tą samą sukienkę, co ostatnio, tylko że z niewielkimi poprawkami i odeszła w stronę przymierzalni...
Zostałem sam, sam z Amelie...
- Pamiętasz jeszcze czasy szkolne? - pomyślałem... Albo może powiedziałem to na głos?
- Tak... Pamiętam... - odparła smutno... Chyba jednak powiedziałem to głośniej...
- Hm... Dałabyś się namówić na kawę? - skąd u mnie nagle taka odwaga, żeby do niej się odezwać? Zawsze się wstydziłem... A teraz?
- Cóż... Bardzo chętnie. - uśmiechnęła się. W środku poczułem narastające ciepło...

***

Witajcie Kochane :*
Dawno tutaj nie było rozdziału... :( Jednak skoro już udało mi się coś napisać, to postanowiłam to dodać :)
Może komuś się coś tutaj spodoba... Co prawda na razie się jeszcze nic tutaj nie dzieje... Ale obiecuję, że jeszcze będzie ;)

Miłego tygodnia :)
Mam nadzieję, że do napisania już niebawem ;)

Komentujesz... = Motywujesz... <3

środa, 23 grudnia 2015

Scena 1...

Loving can hurt
Loving can hurt sometimes
But it’s the only thing
That I know

When it gets hard
You know it can get hard sometimes
It is the only thing that makes us feel alive... 
~Photograph~ Ed Sheeran

Bez czego na pewno nie powstanie film? Na pewno nie powstanie bez pomysłu. Na dobry scenariusz trzeba mieć po prostu pomysł... Jeśli jest on dobry, a jeszcze odniesie jakiś sukces, wtedy możemy być zadowoleni... I z siebie i ze swojego dzieła.
Tak samo jest z życiem... Na życie trzeba mieć pomysł... Dobry pomysł...


Scena pierwsza, ujęcie pierwsze
Amelie

   Siedziałam i patrzyłam przez wielkie okno wystawowe na otaczający mnie świat. Dzisiejszy dzień był bardzo ponury, jak na środek lata. Przez cały dzień lał deszcz, a do tego mimo tego, że dzień wcześniej panował ogromny upał i duchota, ludzie zakładali kurtki, aby nie zmarznąć. Wielu z nich szło pod wielkimi parasolami, chroniąc się przed deszczem, inni natomiast uciekali, szukając suchego miejsca. Ja jednak znajdywałam się w miarę ciepłym pomieszczeniu, popijając gorącą kawę. Dzisiejszego dnia raczej nie zapowiadało się na to, że ktoś mnie odwiedzi. W końcu kto chciałby robić zakupy w taką pogodę? W takie dni, jak ten, miałam sporo czasu, aby pomyśleć, odpocząć, czy nawet przeanalizować dokładnie każdą, nawet najmniejszą cząstkę swojego życia. I co? Najczęściej właśnie tak spędzałam ten wolny czas, siedząc na krześle obitym jakimś czerwonym materiałem, z kubkiem kawy w ręku, dodatkowo patrząc przez wielkie okno wystawowe... 
Nic nadzwyczajnego... No, bo co miałoby być tutaj więcej niż zwyczajne? Moje życie było przeciętne, chociaż nie bałabym się użyć tutaj stwierdzenia, że było, oj dużo poniżej „normy”. Nudy, zero czegokolwiek ciekawego. Straciłam już nadzieje, że w tym życiu uda mi się jeszcze coś osiągnąć, spełnić marzenia, być na szczycie, zrobić coś ciekawego... 
Nie... 
No, bo pytanie: „Co miałabym ciekawego zrobić?”
Jedyna odpowiedź, jaka mi się nasuwa?
Nic.
„Co chciałabym osiągnąć?”
Nic... Choć tak właściwie nie myślałam o tym za dużo... Jednak, jak to zawsze mawiał mój tata: „Nie zabieraj się za coś, do czego się nie nadajesz”
A do czego ja się nadawałam? Chyba tylko i wyłącznie do siedzenia tutaj.
„A jakie miałam marzenia?”
Prawda taka... Że chyba nigdy marzeń nie miałam... I nigdy mieć nie będę. Nie chcę się łudzić marzeniami, gdyż jest to kompletnie bez sensu, a na co mi to? Nie widzę takiej potrzeby. 
Wielu ludzi pyta się mnie, dlaczego tu pracuję. 
Ja zawsze odpowiadam to samo: „Bo tutaj jest moje miejsce, tutaj czuję się spełniona.”
Ale czy, aby na pewno tak było?
Zastanawiałam się tak, gdy nagle usłyszałam, jak ktoś otwiera drzwi. Kubek odstawiłam na stół i szybko porwałam się z krzesła na obie nogi. Starałam się przybrać w miarę sympatyczny wyraz twarzy, a przynajmniej na tyle, na ile umiałam. Zauważyłam, jak podchodzi do mnie dziewczyna, której kąciki ust także wyraźnie uniosły się do góry, a za nią wędrował wysoki brunet, ubrany w cienką kurtkę z jakimiś naszywkami. Na pierwszy rzut oka wydawał mi się trochę znajomy... Ale przecież to zupełnie niemożliwe. Zignorowałam to.
- Witam w naszym salonie sukien ślubnych. - powiedziałam kierując słowa do blondynki.
- Dzień dobry... - po chwili wiedziałam już dokładnie, jakiej sukni by moja klientka oczekiwała, poszłyśmy w stronę wieszaków na których wisiały śnieżnobiałe piękności. - Ta mi się okropnie podoba. - stwierdziła, patrząc na jedną z sukni obszytą białą koronką. Rzeczywiście sama muszę przyznać, że była piękna.
- Może pani przymierzyć. - znowu się do niej uśmiechnęłam i podałam jej sukienkę z wieszaka. Ta od razu ją chwyciła i zniknęła za czerwoną kotarą jednej z przymierzalni. 
A ja zostałam sama... No może nie do końca sama... Bo z tym chłopakiem... Usiadł sobie na jednym z krzeseł pod ścianą i zakrył twarz w dłoniach. Chciałam się spytać, co się stało, ale nie zdążyłam, bo w tym momencie dziewczyna wyszła z przebieralni. Wyglądała przepięknie, fantastycznie. Biały dół sukienki sięgał prawie do samej ziemi, koronkowa góra delikatnie opinała jej ciało, prezentując dokładnie jej idealne kobiece kształty. Z tyłu kryło się jeszcze wycięcie na plecach w kształcie łezki. Nie wiem, czy na kimś innym ta sukienka leżałaby równie dobrze. Była, jak szyta na nią. Pasowała jak ulał. Wyglądała dosłownie jak księżniczka z bajki. Usłyszałam tylko, ciche gwizdnięcie bruneta, który po chwili, wolnym krokiem zbliżył się do dziewczyny. 
- Mogę ci śmiało powiedzieć, że Noah nie będzie mógł od ciebie oczu oderwać. - powiedział cicho. Znałam ten głos. Słyszałam go nie raz i nie dwa w swoim życiu. Tylko za Chiny nie mogę sobie przypomnieć do kogo należy...
- Nie... Przecież nie wyglądam ładnie... - oceniła kobieta, przeglądając się w lustrze.
- Wygląda pani przepięknie. - odezwałam się nagle. Nie lubiłam, jak ludzie siebie nie doceniali. Powinni. Przecież, jak np. teraz... Ona wygląda prześlicznie...
Odpowiedziała tylko uśmiechem. 
- To co? Przymierzasz kolejną, czy idziemy? Powiem szczerze, że wykończyłaś mnie tym ciągłym chodzeniem po sklepach...
- Bierzemy. - ku zdziwieniu bruneta, blondynka jednak się na nią zdecydowała. Zaśmiałam się cicho. Był strasznie zaskoczony.
Po chwili jednak otrząsnął się z transu, a dziewczyna poszła z powrotem do przebieralni. Podeszłam z chłopakiem w stronę mojego biurka, a on popatrzył na mnie. Spojrzałam mu prosto w oczy... Dostrzegłam te znajome, ciemne, czekoladowe tęczówki... Wróciłam myślami do tych czasów... Kiedy to było...? Czasów szkolnych, kiedy to chodziliśmy razem do klasy. Wieki od tego czasu upłynęły... A teraz? Co teraz?
Tylko, czy on mnie pamięta? Czy pozna tą szarą myszkę z drugiej ławki, która zawsze stresowała się cokolwiek powiedzieć? Może przypomniał sobie tą dziewczynkę, która była w nim szaleńczo zakochana, przeżywała swoje pierwsze „młodzieńcze zauroczenie”? Jednak nigdy ze sobą nie rozmawiali... Bywało, że spojrzeli na siebie czasami, wymieniając chcąc, nie chcąc przelotne spojrzenia i uśmiechy... Ale nigdy nie zamienili nawet słowa. Dziwne, prawda?
Gdyby tylko znali powody, dla których właśnie tak było...
- Amelie? - zapytał nagle. Czyżby sobie o mnie przypomniał? Pamiętał moje imię...
- Gregor? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Chciałam się upewnić, czy to aby na pewno nie jakiś sen...
Nagle z przebieralni wyszła blondynka, w ręku trzymała wieszak, na którym wisiała biała sukienka. Zatrzymała się w pół kroku i z wielkim zdziwieniem patrzyła na nas.
- Wy się znacie? - zmrużyła oczy.
- Tak... - odpowiedział śmiele Gregor. - Nie mógłbym cię zapomnieć. - dodał ciszej, patrząc wciąż mi prosto w oczy.
- Ja również...

***

Witam Was wszystkich ;)
Tak i oto tutaj mamy pierwszy rozdział :)
Krótki i kompletnie pozbawiony sensu... Jednak początki, to zdecydowanie nie moja specjalność. 
Wybaczcie mi moje nieobecności u Was... Jednak niezbyt miłe rzeczy, które spotkały mnie w ostatnim czasie, dały mi porządnie w kość... Dlatego było, jak było... Obiecuję, że wszystko nadrobię najszybciej jak się da :) z opóźnieniem, ale na pewno wszystko :)
Kolejny rozdział ukaże się w Nowym Roku :)

Dlatego chciałabym życzyć Wam wszystkim wesołych, zdrowych, spokojnych świąt, spędzonych wspólnie z rodziną, najbliższymi, aby ta wspaniała atmosfera trwała jak najdłużej. Żeby wszystkie marzenia się spełniły, te małe i te duże, a także, aby Nowy Rok przyniósł ze sobą wszystko to, co najlepsze, aby był lepszy niż poprzedni... Oraz jeszcze wszystkiego, czego sobie sami zażyczycie...
Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku :)

Komentujesz... = Motywujesz... ;*

niedziela, 6 grudnia 2015

Prolog...

Życie...
Czym jest życie?
Tak właściwie, to na co dzień nie zwracamy na to uwagi... Nie zastanawiamy się czym to życie jest.
Żyjemy... Bo tak... I żadnej szczególnej odpowiedzi tak właściwie nam nie potrzeba. Tak jest i koniec kropka.
Jednak do czego możemy porównać życie? To, czym ono jest i każdy jego szczegół?
Życie jest jak film...
I to my jesteśmy reżyserem, scenografem, scenarzystą, kierownikiem produkcji, producentem, dźwiękowcem, charakteryzatorem, montażystą, odpowiadającym za efekty specjalne... I któż wie, kim jeszcze. Przede wszystkim jesteśmy głównymi bohaterami, a ludzie, których spotykamy na swojej drodze są i aktorami pierwszoplanowymi, drugoplanowymi oraz kaskaderami, czy dublerami.
Jednak to my mamy największą władzę nad własnym życiem i to my, jako reżyser decydujemy, co będzie się dalej w nim działo. Wszystko siedzi w naszej głowie, nic nie dzieje się tak właściwie bez naszej zgody...
Dziwne?
Nie, prawdziwe...
To my decydujemy, czy nasze życie, to będzie film komediowy, obyczajowy, przygodowy, a może nawet thriller, czy romantyczny? Tak właściwie nigdy nie możemy być pewni tego, co przyniesie nam nowy dzień i chyba to wydaje się najgorsze...
Nic nie zadzieje się bez przyczyny, każda decyzja podjęta dzisiaj, wpływa na obraz jutra. Tak samo jest z filmem, sami musimy zapracować sobie nad jego końcowym efektem...
Czym by jednak było życie bez uczuć i emocji?
Hm... Zarazem wszystkim i niczym...
Jednak w życiu, jak i w filmie, wszystko w ciągu jednej chwili może się obrócić o sto osiemdziesiąt stopni... I tylko od nas samych i wsparcia „zespołu aktorów” zależy, jak sobie z tym wszystkim poradzimy...


Jednak każdy film czasem dobiega końca...
A nasze życie?
Niestety również...

***

No więc tak i oto przybywam z prologiem do nowej historii, która chodziła mi po głowie już od pewnego czasu... I w końcu doczekała się wyjścia na światło dzienne... :)
Jestem ciekawa co myślicie o prologu... Piszcie, co Wam do głowy przyjdzie ;)
Rozdziały będą się tutaj pojawiały raz... Na dwa tygodnie w weekendy ;)
Miłego tygodnia :)