środa, 23 grudnia 2015

Scena 1...

Loving can hurt
Loving can hurt sometimes
But it’s the only thing
That I know

When it gets hard
You know it can get hard sometimes
It is the only thing that makes us feel alive... 
~Photograph~ Ed Sheeran

Bez czego na pewno nie powstanie film? Na pewno nie powstanie bez pomysłu. Na dobry scenariusz trzeba mieć po prostu pomysł... Jeśli jest on dobry, a jeszcze odniesie jakiś sukces, wtedy możemy być zadowoleni... I z siebie i ze swojego dzieła.
Tak samo jest z życiem... Na życie trzeba mieć pomysł... Dobry pomysł...


Scena pierwsza, ujęcie pierwsze
Amelie

   Siedziałam i patrzyłam przez wielkie okno wystawowe na otaczający mnie świat. Dzisiejszy dzień był bardzo ponury, jak na środek lata. Przez cały dzień lał deszcz, a do tego mimo tego, że dzień wcześniej panował ogromny upał i duchota, ludzie zakładali kurtki, aby nie zmarznąć. Wielu z nich szło pod wielkimi parasolami, chroniąc się przed deszczem, inni natomiast uciekali, szukając suchego miejsca. Ja jednak znajdywałam się w miarę ciepłym pomieszczeniu, popijając gorącą kawę. Dzisiejszego dnia raczej nie zapowiadało się na to, że ktoś mnie odwiedzi. W końcu kto chciałby robić zakupy w taką pogodę? W takie dni, jak ten, miałam sporo czasu, aby pomyśleć, odpocząć, czy nawet przeanalizować dokładnie każdą, nawet najmniejszą cząstkę swojego życia. I co? Najczęściej właśnie tak spędzałam ten wolny czas, siedząc na krześle obitym jakimś czerwonym materiałem, z kubkiem kawy w ręku, dodatkowo patrząc przez wielkie okno wystawowe... 
Nic nadzwyczajnego... No, bo co miałoby być tutaj więcej niż zwyczajne? Moje życie było przeciętne, chociaż nie bałabym się użyć tutaj stwierdzenia, że było, oj dużo poniżej „normy”. Nudy, zero czegokolwiek ciekawego. Straciłam już nadzieje, że w tym życiu uda mi się jeszcze coś osiągnąć, spełnić marzenia, być na szczycie, zrobić coś ciekawego... 
Nie... 
No, bo pytanie: „Co miałabym ciekawego zrobić?”
Jedyna odpowiedź, jaka mi się nasuwa?
Nic.
„Co chciałabym osiągnąć?”
Nic... Choć tak właściwie nie myślałam o tym za dużo... Jednak, jak to zawsze mawiał mój tata: „Nie zabieraj się za coś, do czego się nie nadajesz”
A do czego ja się nadawałam? Chyba tylko i wyłącznie do siedzenia tutaj.
„A jakie miałam marzenia?”
Prawda taka... Że chyba nigdy marzeń nie miałam... I nigdy mieć nie będę. Nie chcę się łudzić marzeniami, gdyż jest to kompletnie bez sensu, a na co mi to? Nie widzę takiej potrzeby. 
Wielu ludzi pyta się mnie, dlaczego tu pracuję. 
Ja zawsze odpowiadam to samo: „Bo tutaj jest moje miejsce, tutaj czuję się spełniona.”
Ale czy, aby na pewno tak było?
Zastanawiałam się tak, gdy nagle usłyszałam, jak ktoś otwiera drzwi. Kubek odstawiłam na stół i szybko porwałam się z krzesła na obie nogi. Starałam się przybrać w miarę sympatyczny wyraz twarzy, a przynajmniej na tyle, na ile umiałam. Zauważyłam, jak podchodzi do mnie dziewczyna, której kąciki ust także wyraźnie uniosły się do góry, a za nią wędrował wysoki brunet, ubrany w cienką kurtkę z jakimiś naszywkami. Na pierwszy rzut oka wydawał mi się trochę znajomy... Ale przecież to zupełnie niemożliwe. Zignorowałam to.
- Witam w naszym salonie sukien ślubnych. - powiedziałam kierując słowa do blondynki.
- Dzień dobry... - po chwili wiedziałam już dokładnie, jakiej sukni by moja klientka oczekiwała, poszłyśmy w stronę wieszaków na których wisiały śnieżnobiałe piękności. - Ta mi się okropnie podoba. - stwierdziła, patrząc na jedną z sukni obszytą białą koronką. Rzeczywiście sama muszę przyznać, że była piękna.
- Może pani przymierzyć. - znowu się do niej uśmiechnęłam i podałam jej sukienkę z wieszaka. Ta od razu ją chwyciła i zniknęła za czerwoną kotarą jednej z przymierzalni. 
A ja zostałam sama... No może nie do końca sama... Bo z tym chłopakiem... Usiadł sobie na jednym z krzeseł pod ścianą i zakrył twarz w dłoniach. Chciałam się spytać, co się stało, ale nie zdążyłam, bo w tym momencie dziewczyna wyszła z przebieralni. Wyglądała przepięknie, fantastycznie. Biały dół sukienki sięgał prawie do samej ziemi, koronkowa góra delikatnie opinała jej ciało, prezentując dokładnie jej idealne kobiece kształty. Z tyłu kryło się jeszcze wycięcie na plecach w kształcie łezki. Nie wiem, czy na kimś innym ta sukienka leżałaby równie dobrze. Była, jak szyta na nią. Pasowała jak ulał. Wyglądała dosłownie jak księżniczka z bajki. Usłyszałam tylko, ciche gwizdnięcie bruneta, który po chwili, wolnym krokiem zbliżył się do dziewczyny. 
- Mogę ci śmiało powiedzieć, że Noah nie będzie mógł od ciebie oczu oderwać. - powiedział cicho. Znałam ten głos. Słyszałam go nie raz i nie dwa w swoim życiu. Tylko za Chiny nie mogę sobie przypomnieć do kogo należy...
- Nie... Przecież nie wyglądam ładnie... - oceniła kobieta, przeglądając się w lustrze.
- Wygląda pani przepięknie. - odezwałam się nagle. Nie lubiłam, jak ludzie siebie nie doceniali. Powinni. Przecież, jak np. teraz... Ona wygląda prześlicznie...
Odpowiedziała tylko uśmiechem. 
- To co? Przymierzasz kolejną, czy idziemy? Powiem szczerze, że wykończyłaś mnie tym ciągłym chodzeniem po sklepach...
- Bierzemy. - ku zdziwieniu bruneta, blondynka jednak się na nią zdecydowała. Zaśmiałam się cicho. Był strasznie zaskoczony.
Po chwili jednak otrząsnął się z transu, a dziewczyna poszła z powrotem do przebieralni. Podeszłam z chłopakiem w stronę mojego biurka, a on popatrzył na mnie. Spojrzałam mu prosto w oczy... Dostrzegłam te znajome, ciemne, czekoladowe tęczówki... Wróciłam myślami do tych czasów... Kiedy to było...? Czasów szkolnych, kiedy to chodziliśmy razem do klasy. Wieki od tego czasu upłynęły... A teraz? Co teraz?
Tylko, czy on mnie pamięta? Czy pozna tą szarą myszkę z drugiej ławki, która zawsze stresowała się cokolwiek powiedzieć? Może przypomniał sobie tą dziewczynkę, która była w nim szaleńczo zakochana, przeżywała swoje pierwsze „młodzieńcze zauroczenie”? Jednak nigdy ze sobą nie rozmawiali... Bywało, że spojrzeli na siebie czasami, wymieniając chcąc, nie chcąc przelotne spojrzenia i uśmiechy... Ale nigdy nie zamienili nawet słowa. Dziwne, prawda?
Gdyby tylko znali powody, dla których właśnie tak było...
- Amelie? - zapytał nagle. Czyżby sobie o mnie przypomniał? Pamiętał moje imię...
- Gregor? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Chciałam się upewnić, czy to aby na pewno nie jakiś sen...
Nagle z przebieralni wyszła blondynka, w ręku trzymała wieszak, na którym wisiała biała sukienka. Zatrzymała się w pół kroku i z wielkim zdziwieniem patrzyła na nas.
- Wy się znacie? - zmrużyła oczy.
- Tak... - odpowiedział śmiele Gregor. - Nie mógłbym cię zapomnieć. - dodał ciszej, patrząc wciąż mi prosto w oczy.
- Ja również...

***

Witam Was wszystkich ;)
Tak i oto tutaj mamy pierwszy rozdział :)
Krótki i kompletnie pozbawiony sensu... Jednak początki, to zdecydowanie nie moja specjalność. 
Wybaczcie mi moje nieobecności u Was... Jednak niezbyt miłe rzeczy, które spotkały mnie w ostatnim czasie, dały mi porządnie w kość... Dlatego było, jak było... Obiecuję, że wszystko nadrobię najszybciej jak się da :) z opóźnieniem, ale na pewno wszystko :)
Kolejny rozdział ukaże się w Nowym Roku :)

Dlatego chciałabym życzyć Wam wszystkim wesołych, zdrowych, spokojnych świąt, spędzonych wspólnie z rodziną, najbliższymi, aby ta wspaniała atmosfera trwała jak najdłużej. Żeby wszystkie marzenia się spełniły, te małe i te duże, a także, aby Nowy Rok przyniósł ze sobą wszystko to, co najlepsze, aby był lepszy niż poprzedni... Oraz jeszcze wszystkiego, czego sobie sami zażyczycie...
Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku :)

Komentujesz... = Motywujesz... ;*

niedziela, 6 grudnia 2015

Prolog...

Życie...
Czym jest życie?
Tak właściwie, to na co dzień nie zwracamy na to uwagi... Nie zastanawiamy się czym to życie jest.
Żyjemy... Bo tak... I żadnej szczególnej odpowiedzi tak właściwie nam nie potrzeba. Tak jest i koniec kropka.
Jednak do czego możemy porównać życie? To, czym ono jest i każdy jego szczegół?
Życie jest jak film...
I to my jesteśmy reżyserem, scenografem, scenarzystą, kierownikiem produkcji, producentem, dźwiękowcem, charakteryzatorem, montażystą, odpowiadającym za efekty specjalne... I któż wie, kim jeszcze. Przede wszystkim jesteśmy głównymi bohaterami, a ludzie, których spotykamy na swojej drodze są i aktorami pierwszoplanowymi, drugoplanowymi oraz kaskaderami, czy dublerami.
Jednak to my mamy największą władzę nad własnym życiem i to my, jako reżyser decydujemy, co będzie się dalej w nim działo. Wszystko siedzi w naszej głowie, nic nie dzieje się tak właściwie bez naszej zgody...
Dziwne?
Nie, prawdziwe...
To my decydujemy, czy nasze życie, to będzie film komediowy, obyczajowy, przygodowy, a może nawet thriller, czy romantyczny? Tak właściwie nigdy nie możemy być pewni tego, co przyniesie nam nowy dzień i chyba to wydaje się najgorsze...
Nic nie zadzieje się bez przyczyny, każda decyzja podjęta dzisiaj, wpływa na obraz jutra. Tak samo jest z filmem, sami musimy zapracować sobie nad jego końcowym efektem...
Czym by jednak było życie bez uczuć i emocji?
Hm... Zarazem wszystkim i niczym...
Jednak w życiu, jak i w filmie, wszystko w ciągu jednej chwili może się obrócić o sto osiemdziesiąt stopni... I tylko od nas samych i wsparcia „zespołu aktorów” zależy, jak sobie z tym wszystkim poradzimy...


Jednak każdy film czasem dobiega końca...
A nasze życie?
Niestety również...

***

No więc tak i oto przybywam z prologiem do nowej historii, która chodziła mi po głowie już od pewnego czasu... I w końcu doczekała się wyjścia na światło dzienne... :)
Jestem ciekawa co myślicie o prologu... Piszcie, co Wam do głowy przyjdzie ;)
Rozdziały będą się tutaj pojawiały raz... Na dwa tygodnie w weekendy ;)
Miłego tygodnia :)